Od wojny w Ukrainie do wojny domowej, czyli podsumowanie roku inwazji Rosji na Ukrainę

Mikołaj Baska

REDAKCJA SZ

3/12/202318 min czytać

Minął już rok od ponownej inwazji Rosji na Ukrainę, której wschodnia część okupowana jest przez Moskwę od przeszło 9 lat. Tym razem Ukraina znajdowała się jednak na zupełnie innym etapie rozwoju i była zdecydowanie lepiej przygotowana niż miało to miejsce w połowie poprzedniej dekady. Ukraińcy wprowadzili nie tylko szereg reform na wzór europejski w obszarach gospodarczym, sądowniczym i administracyjnym, kładących nacisk na transparentność, praworządność oraz demokratyzm, ale również –  a może przede wszystkim - zwiększyli wydatki na obronność do ponad 5% PKB. To rekordowy wskaźnik, o ponad 3 p.p. wyższy od poziomu wymaganego przez NATO. Wiedzieli oni bowiem od początku, że kolejny atak jest kwestią czasu – przez pewien okres wątpliwość stanowiło jedynie, kiedy to nastąpi. A stało się to 24 lutego 2022 r.

Nasi sąsiedzi wykazują się niewiarygodnym heroizmem, sercem i poświęceniem. O tym wie każdy, kto choć w minimalnym stopniu zapoznał się z przebiegiem tej wojny. Morale oraz wiara w ostateczny triumf jest jednym z ich największych atutów. Daje nadzieję na ostateczny sukces i definitywne odseparowanie się od wieloletniego wroga oraz agresora. Niemniej jednak, „z pustego to i Salomon nie naleje”. Bowiem same determinacja, morale i chęci do walki (oraz do pracy, wszak w obronę kraju pośrednio zaangażowane jest niemalże całe społeczeństwo), nie pozwoliłyby na tak skuteczną obronę. Fundamentalnym aspektem dla powodzenia planu obrony Ukrainy, było jej przygotowanie, zarówno techniczne, informacyjne, jak i taktyczne, oraz nieprzerwane i bardzo szybkie wsparcie płynące od sojuszników. Ale zacznijmy od początku.

Przebieg wojny

Pewne, iż Rosja znajduje się niemal w przededniu ataku, stało się 15 grudnia 2021 roku. Wtedy to Putin przedstawił cztery projekty porozumień na linii Rosja – USA oraz Rosja – państwa NATO;

1.      O nieagresji i powstrzymywania się od działań, które Rosja uznaje za szkodliwe dla swojego bezpieczeństwa.

2.      O nierozszerzania NATO.

3.      O wycofaniu wojsk sojuszniczych rozmieszczonych na terytoriach nowych państw członkowskich NATO.

4.      O wyznaczenia strefy buforowej wokół granic Rosji.

Oczywistym było, dla wszystkich stron, iż są to żądania absolutnie niemożliwe do spełnienia. Był to jedynie pretekst na potrzeby propagandowe, że Rosja „podała dłoń i szukała kompromisu”, „jedynie zabezpieczała swoje interesy, bezpieczeństwo i integralność terytorialną”. Przekaz rosyjski warto czytać jedynie, żeby dowiedzieć się, co szykuje Kreml (czyli czytam jej „obawy” na odwrót). Amerykanie oraz NATO podeszli do rozmów na temat tych projektów, jednak jakiekolwiek satysfakcjonujące Waszyngton, państwa ościenne oraz Ukrainę propozycje, były bezwarunkowo odrzucane przez Putina. To absurdalne ultimatum przedstawione koalicji państw zachodnich, stanowiło prolog do inwazji, która trwa do dziś.

Dwa miesiące później, 21 lutego 2022 roku, odbyło się słynne już orędzie Putina, podczas którego oznajmił on, że Federacja Rosyjska dokonuje uznania tzw. republik ludowych, uformowanych w okupowanych przez Rosjan obwodach – Ługańskim i Donieckim. Trzy dni po tym, 24 lutego nad ranem, Rosjanie rozpoczęli ofensywę na północne obwody Ukrainy, jednocześnie nacierając od strony Donbasu i Półwyspu Krymskiego. W pierwszych godzinach agresji wrogie wojska dokonywały ogromnych postępów. Rosjanie dotarli do głównych celów – największych miast opierając się na prostej taktyce. Zostawiali pododdziały do walki, wiązania ukraińskich jednostek i parli dalej. Liczyli bowiem na upadek ukraińskiego rządu, ucieczkę głowy państwa poza granice kraju i w efekcie bardzo szybkie zakończenie tzw. operacji specjalnej. Stało się jednak zupełnie inaczej. Kijów bronił się niespodziewanie skutecznie, sukcesywnie wypierając agresora ze stolicy. Wraz z pamiętnym nagraniem z 26 lutego 2022 roku, w którym prezydent Zełenski wraz z najbliższymi współpracownikami zadeklarował, iż nie opuści Kijowa, stanowiło to dla Kremla pierwszy istotny sygnał - nie będzie łatwo. Ponadto jeszcze bardziej pobudziło to naród ukraiński do walki oraz scementowało ich, i tak już niewiarygodny, tytaniczny wręcz heroizm. A słowa „amunicja, nie podwózka”, podobnie jak „idi na chuj”, przez lata cytowane będą w rozmaitych podręcznikach do historii.

28 lutego odbyły się pierwsze „rozmowy pokojowe”, na których pojawili się ukraińscy oraz rosyjscy dyplomaci niskiego szczebla. Strony nie pozwoliły sobie jednak na żadne ustępstwa. Pierwsze dni inwazji to także pierwsze pakiety sankcji (obecnie jest ich 10, ostatnie ustanowione 25 lutego), transporty uzbrojenia, zamknięcie przestrzeni powietrznej i niemalże jednomyślna izolacja Rosji na arenie międzynarodowej.

3 marca Rosjanie odnoszą „debiutancki” (i jak dotąd - jeden z nielicznych) znaczących sukcesów. Zdobywają Chersoń. Z drugiej jednak strony, okazuje się to także „sukcesem” Ukrainy. Przez miasto codziennie bowiem przechodziły patriotyczne demonstracje, symbole wsparcia dla armii ukraińskiej, wywieszano flagi na ulicach i domach. Mieszkańcy Chersonia mówili wprost – nie boimy się was, nie chcemy was, nie damy się wam. Co więcej, aktywnie działał tam ruch oporu i ugrupowania partyzanckie, które bohatersko, na wszelkie sposoby, starały się utrudniać Rosjanom prowadzenia działań zbrojnych.

Tymczasem Rosjanie dalej próbowali zdobyć Kijów, wciąż bezskutecznie. Armią rosyjską targały problemy logistyczne, nieprzygotowanie taktyczne, informacyjne oraz kompletny brak motywacji. Przyczyn szeregu ich niepowodzeń i przykrych (z kremlowskiego punktu widzenia) niespodzianek, należy doszukiwać się w:

1) niedoszacowaniu ukraińskiego morale i ich narodowej determinacji,

2) niedocenieniu przewagi informacyjnej po stronie USA, NATO i współpracy wywiadowczej z Ukrainą,

3) niedocenieniu przeciwnika w rozumieniu holistycznym,

4) szybkiej mobilizacji po stronie ukraińskiej,

5) przestarzałym przygotowaniu taktycznym wojsk rosyjskich (właściwie polegającym na parciu do przodu bez względu na okoliczności),

6) korupcji, nepotyzmie, złodziejstwu, terrorze (nikt, a w szczególności Putin) nie zdawał sobie sprawy, w jakiej tak naprawdę kondycji jest rosyjska armia).

Wszystko to skutkowało wyparciem Rosjan z Kijowa 31 marca oraz serią innych triumfów (odbicie Czernichowa, Charkowa itd.). Zwycięstwa na polu walki, a także ujawnione 3 kwietnia makabryczne zbrodnie wojenne w Buczy, w jeszcze większym stopniu zjednały naród ukraiński oraz jego sojuszników. Wyjście na światło dzienne dowodów na to, że celem Putina jest nie tylko zdobycie Kijowa, ale również (a może przede wszystkim) terror i wchłonięcie narodu ukraińskiego, okazały się kolejnym kamieniem milowym w procesie intensyfikacji pomocy Ukrainie ze strony krajów zachodnich.

Następnym symbolicznym wydarzeniem podczas rosyjskiej inwazji było zatopienie legendarnego rosyjskiego krążownika Moskwa. Okręt flagowy był aktywny zarówno podczas pierwszej i drugiej agresji Rosji na Ukrainę (to on napadał na Wyspę Wężową), jak i w 2008 roku w ataku na Gruzję. Należy przy tym pamiętać, iż Morze Czarne to kluczowy oraz bardzo „prestiżowy” dla Rosjan obszar (m.in.  z uwagi na kremlowską „perłę w koronie” – Krym), dlatego też ta spektakularna porażka odniesiona przez Moskwę (sama nazwa tego krążownika również ma swój wymiar) jest tak istotna. Rosjanie dostrzegli (również społeczeństwo) iż nawet na Morzu Czarnym nie mogą czuć się bezpiecznie. Co będzie następne, może Most Krymski? Pomyślało wtedy wielu (a jak wiemy – mieli rację).

20 maja, po miesiącach heroicznych walk, pada Mariupol, a właściwie to ostatni jego bastion, czyli Azowstal. Zlokalizowani byli tam obrońcy tego miasta – wybitny pułk Azow, wraz z szukającymi schronienia cywilami, którzy nie ewakuowali się z miasta. Rosjanie po tygodniach bombardowań, doszczętnie je zniszczyli (ponad 90% miejskiej infrastruktury nie istnieje). W ten, do szpiku podły i okrutny sposób, Kreml powetował sobie przegraną bitwę o Mariupol z 2014r. (która dla Putina stanowiła niejako osobistą porażkę). Kolejne dowody ludobójstw oraz masowe groby były niestety tylko kwestią czasu.

1 czerwca Amerykanie zdecydowali się na przekazanie systemów artylerii rakietowej HIMARS. Był to przełomowy moment, ponieważ dotychczas wsparcie Ukrainy przez sojuszników koncentrowało się wokół wysyłki lekkiego sprzętu, amunicji, przenośnych zestawów obrony przeciwlotniczej i przeciwpancernej, broni posowieckiej od państw postkomunistycznych itp. Wszystko to, choć bezcenne w obronie, nie pozwalało na podejmowanie skutecznych działań zaczepnych. Administracja Bidena przesunęła zatem granicę - zarówno psychologicznie, jak i dosłownie - o 300km. Był to kolejny już jasny sygnał – Ukraina ma prawo korzystać z broni ofensywnej, ponieważ się broni, a Zachód będzie ją wspierać, tak mocno, i tak długo, jak to konieczne. Obecnie jesteśmy przecież świadkami transportu nowoczesnych czołgów Leopard, a negocjowane są właśnie dostawy myśliwców F-16, które – jestem pewien – prędzej, niż później, trafią na Ukrainę. Na efekty nie trzeba było długo czekać, bo już 9 czerwca 2022 r. Ukraińcy ostrzelali rosyjską bazę lotniczą na Krymie. Był to kolejny ważny element tej wojny, ponieważ Rosjanie na własnej skórze przekonali się, że nie są bezpieczni. Pierwszą taką sytuacją był opisany powyżej krążownik Moskwa, jednak ostrzał na lądzie, w sąsiedztwie miast i wsi, naocznie zademonstrował Rosjanom, iż są w zagrożeniu, a państwo, rzekomo tak sprawne i silne, nie jest w stanie zapewnić im bezpieczeństwa. Był to cios skuteczny taktycznie, ale przede wszystkim bardzo dotkliwy wizerunkowo dla rosyjskiej armii i administracji.

Ukraina jednak, pomimo niesamowitych sukcesów na froncie, cierpiała. Zniszczenia wszak już wtedy były gigantyczne. Dlatego też tak ważne jest zdarzenie, do jakiego doszło w dniach 4-5 lipca w Lugano. Odbyła się wtedy bowiem konferencja nt. „Planu Marshalla dla Ukrainy”, w której udział wzięło 40 państw i 18 organizacji międzynarodowych. Podczas rozmów zaprezentowano 15 programów sektorowych, składających się z 850 projektów, o łącznej wartości 750 mld dolarów. Zakłada się, iż środki na odbudowę Ukrainy mają płynąć z grantów, kredytów i prywatnych inwestycji. Unia Europejska ma zabezpieczyć na ten cel budżet o wartości 500 mld dolarów.

I wreszcie docieramy do ostatniego tak strategicznego momentu tej wojny, czyli do ukraińskiej kontrofensywy, która rozpoczęła się 6 września. Coś, co dla wielu wydawało się co najwyżej fantazją bujnej wyobraźni i pisanymi palcami po wodzie marzeniami ściętej głowy, stało się faktem. Ukraińcy zaskoczyli Rosjan, atakując ich na Charkowszczyźnie, terenach przez wroga niedostatecznie zabezpieczonych, przełamując jak gałąź linię rosyjskiej obrony. A za nią? Obszary zupełnej pustki, kilometry wolnej przestrzeni. Rosjanie drugą linię obrony zorganizowali na rzece Oskił, starając się utrzymać kontrolę nad trójkątem łączącym trzy obwody – Doniecki, Ługański i Charkowski w mieście Łyman. Jednak nie zdało się to na wiele, ponieważ już 3 października również i to miasto zostało odbite. Doskonale przygotowana taktycznie armia ukraińska wymusiła na Rosjanach chaotyczną ucieczkę z miasta. Co więcej, jest to punkt o ogromnym znaczeniu strategicznym – bardzo ważny węzeł komunikacyjny, a jego zdobycie pozwala zabezpieczać Ukrainie kluczową w tym w regionie przeprawę przez rzekę Doniec. Ponadto należy pamiętać, iż w międzyczasie Ukraińcy organizowali także działania zaczepne w okolicach Chersonia.

Szereg kolejnych porażek bardzo osłabił pozycję Putina. 15 września odbył się szczyt w Samarkandzie, gdzie Putin spotkał się z Xi Jinpingiem. Lider Komunistycznej Partii Chin rozmawiał wcześniej z Prezydentem Kazachstanu – Tokajewem, okazując poparcie prowadzonej przez niego polityce, co językiem dyplomacji oznaczało, że „w starciu  z USA – jesteśmy po twojej stronie, w starciu z Zachodem – po twojej stronie, ale nie próbuj odbudować ZSRR na terenie Azji Centralnej”. Co więcej, Putin obiecał poprawę swojej polityki Xi Jinpingowi, a prezydent Kirgistanu kazał mu na siebie czekać! Samarkanda okazała się dla Putina dyplomatyczną klęską, a przecież jechał tam ratować swoją sytuację. Bezskutecznie.

Kolejnym desperackim posunięciem i okazem toczącej Rosję bezsilności, była ogłoszona 21 września tzw. częściowa mobilizacja, składająca się z 300 tysięcy rezerwistów (choć wartość ta może być zdecydowanie wyższa, jak podają brytyjski oraz amerykański wywiad; nawet o 200 tysięcy!). Jest to strategiczna porażka Putina, ponieważ niejako przyznał się przed społeczeństwem, iż przegrywa. Co więcej – nieformalnie ogłosił w ten sposób, że mamy do czynienia z prawdziwą wojną. Jak ma się zatem to, do tego, iż za użycie terminu „wojna” w kontekście rosyjskiej agresji, podlegało się na terenie Federacji Rosyjskiej karze do 10 lat więzienia? Król stanął przed ludem zupełnie nagi. Propaganda wewnętrzna, załamująca się już od dawna (jak to jest, iż miało to trwać 3 dni; trwa pół roku, a zamiast zyskiwać, to się cofamy?), przyjęła bardzo silny cios. Do walki zamiast specjalistów mieli trafić nieprzygotowani rekruci, co stało w sprzeczności z utrzymywaną od miesięcy narracją, iż szarego obywatela działania zbrojne nie obejmą, bo po prostu nie będzie to potrzebne. W tamtym okresie świat obiegały pamiętne „virale”, na których Rosjanie łamią sobie wzajemnie nogi, by uniknąć mobilizacji. Strategia natomiast była bardzo prosta: wysłać tych ludzi na front w regionie donbaskim, aby ich ilością przytłoczyć Ukraińców. Doszło bowiem do kuriozalnej sytuacji, gdzie armia broniąca się (700 tysięcy), wraz z wszystkimi siłami paramilitarnymi (300 tysięcy), była większa, niż siły napastnicze. Biorąc pod uwagę fakt, iż od pewnego momentu Ukraińcy dysponują lepszym od rosyjskiego sprzętem, Putin nie miał wyjścia. Rosjanie nigdy w historii nie liczyli się z życiem swojego żołnierza (ani obywatela) i nie uległo to zmianie do dziś. Celem zaś było uzyskanie połączenia lądowego z Naddniestrzem, co rzecz jasna dalej się nie udało.

23 września Rosjanie zorganizowali tzw. referenda nt. przyłączenia tzw. republik ludowych do Rosji. Już drugiego dnia władze uznały te fikcyjne plebiscyty za ważne. Celem tego działania było wcielenie obwodów Ługańskiego, Donieckiego, Zaporoskiego oraz Chersońskiego do Rosji i zagrożenie, iż atak na te terytoria, to atak na integralność granic państwowych Kremla (choć nawet posługując się taką „nomenklaturą”, to opisane powyżej ataki odbywały się już wcześniej, np. na Krymie). Ponadto miało to udowodnić, iż działania militarne mają sens – granice Rosji się powiększają. Tuż po „głosowaniach” nad tymi obwodami, oficjalnie dokonano ich aneksji (30 września).

Nieco ponad tydzień po tych wydarzeniach, świętowaliśmy kolejny bardzo symboliczny (ale także szalenie istotny z punktu widzenia strategicznego) sukces sił ukraińskich.  8 października doszło bowiem do skutecznego ataku na Most Krymski. Jego budowa trwała 3 lata, oddany do użytku został w 2019 r. Węzeł, wzniesiony na potrzeby propagandy wewnętrznej, stanowił dla Kremla swoiste oczko w głowie. W ten sposób padł symbol aneksji Krymu z 2014 roku, a jednocześnie kluczowy element infrastruktury komunikacyjnej, łączący „starą Rosję” z Krymem. Pełnił zatem strategiczną rolę transportową i logistyczną. 2 dni później, w ramach zemsty, masowo ostrzelano infrastrukturę krytyczną, powtarzając to potem wielokrotnie. Przypominając tym samym, iż Rosjanom chodzi o unicestwienie Ukrainy jako Państwa i Ukraińców jako Narodu. Na szczęście i na to Kijów był doskonale przygotowany, sprawnie naprawiając i reorganizując uszkodzone partie infrastruktury (choć mimo to skutki tych ataków są przerażające i bardzo dotkliwe, w szczególności zimą).

11 listopada Ukraińcy odbijają Chersoń. Rosjanie zostali zmuszeni do oddania pozycji i wycofania się z miasta. W poprzednich walkach przez błędy taktyczne i zbyt późne decyzje o odwrocie wpadali w tzw. kotły, co prowadziło do utraty pełnych oddziałów i sprzętu. Niemniej jednak był to kolejny ogromny sukces armii ukraińskiej.

15 listopada miał miejsce szczyt G20 na Bali, na który Władimir Putin ostatecznie nie poleciał. Pomimo to, odbyła się tam swego rodzaju rozgrywka dyplomatyczna pomiędzy Xi Jinpingiem, a najważniejszymi liderami sojuszu NATO, takimi jak: Biden, Macron, Meloni czy Scholz. Podczas szczytu Xi Jinping stanowczo podkreślał, iż pomimo względnie dobrych relacji z Rosją (choć coraz bardziej na zasadzie Pan i poddany), sprzeciwia się on użyciu broni jądrowej, imitując tym samym próbę odnalezienia wspólnego języka z politykami Zachodu, reagując na coraz silniejsze izolowanie przez nie Państwa Środka. Z drugiej jednak strony Chiny nieprzerwanie rozsiewały na - będące pod bardzo dużym wpływem Pekinu - kraje Azji Południowej propagandę o imperialistycznych zapędach Stanów Zjednoczonych i NATO. Była to więc ewidentna „gra na dwa fronty” i próba przehandlowania z Zachodem relacji z Kremlem. Jednak czy ktokolwiek (poza służbami i innymi rywalami wewnętrznymi, których sznur na szyi Putina zawiązuje się coraz mocniej) ma na rosyjskiego dyktatora wpływ? Wydaje się być on człowiekiem szalonym, chorym na własne psychopatyczne ambicje, które ugasić może jedynie zagrożenie dobrostanu samej jego osoby. Co się nomen omen dzieje, ale o tym zaraz.

Ze względu na porę zimową w ostatnich miesiącach na froncie utrzymywał się względny status quo. Wprawdzie armia rosyjska odnosiła pomniejsze sukcesy, ale okupowała to gigantycznymi stratami w ludziach, a nie zyskiwała dużo z punktu widzenia strategicznego. Co jakiś czas Kreml wciąż dokonywał wzmożonych ostrzałów, a koalicja zachodnia wysyłała kolejne partii uzbrojenia.

Ale dlaczego?

Dla dalszego powodzenia obrony Ukrainy bardzo istotna jest nieustająca determinacja Narodu Ukraińskiego, rosnąca nienawiść wobec okupanta (terror szerzony przez Moskwę w przeciwieństwie do celu – tylko je powiększa) i nieprzerwane wsparcie płynące z Zachodu. Dziś kraje NATO nie są obojętne na nieustanne pogwałcanie prawa międzynarodowego przez Rosjan, na dokonywane zbrodnie, ich terror i podłość. Inwazja na Czeczenię, Gruzję, a nawet Ukrainę w 2014 roku przeszły niemalże bez echa. Pomimo słów potępienia w stronę Rosji, solidarności w kierunku Ukrainy oraz nakładaniu pewnych sankcji, nie mieliśmy wcześniej do czynienia z tak szybkim, ciągłym, a także skoordynowanym wsparciem oraz sprzeciwem. Teraz znajdujemy się w zupełnie innym punkcie, i chociaż minął rok – nie ma powodów by sądzić, iż miałoby się to zmienić.

Warto również zwrócić uwagę na fakt, iż Putin zaangażował już praktycznie cały swój potencjał, ponieważ wie, że gra toczy się o naprawdę wielką stawkę. Rosja upada w tym formacie, w jakim znamy ją od przeszło stu lat i czeka ją wiele gruntownych zmian (z graniczącą z pewnością wojną domową i prawdopodobnym rozpadem na republiki na czele). W związku z czym należy spodziewać się coraz większej intensyfikacji ruchów destabilizujących kraje zachodnie, w szczególności nas i inne państwa ościenne, stanowiące główne huby koordynujące pomoc dla Ukrainy. Będziemy więc świadkami uruchamiania wszelkich instrumentów, jakie jeszcze w rękach Rosji pozostały. Jest to bowiem wojna o przetrwanie. O przetrwanie Narodu i Państwa Ukraińskiego, przetrwanie i zwyciężenie naszych, zachodnich wartości, a także przetrwanie Rosji jaką znamy, Putina (również jego życia) i systemu, jaki stworzył.

Bardzo istotnym pozytywnym prognostykiem jest także niezachwiana pewność zwycięstwa, reprezentowana przez szefa doskonale sprawującego się Ukraińskiego Wywiadu – Kyryło Budanowa. Co ciekawe, na ścianie w jego biurze wisi mapa Rosji pociętej na kawałki. Twierdzi on, iż do końca wiosny Kremlowi zabraknie narzędzi do prowadzenia wojny, a w marcu Ukraina rozpocznie drugi etap swojej kontrofensywy, skończywszy ją dopiero wbiciem flag na granicach z 2014 roku.

Źródło: RIA Novosti

Źródło: Liga.net

Rosja zupełnie nie była przygotowana na tak długą wojnę ani zbrojeniowo, ani taktycznie, ani gospodarczo. Pod każdym kątem. Przegrywa na polu logistyki, rozpoznania i komunikacji. Trzydniowa operacja specjalna trwa już trzynasty miesiąc, a walki trwają nie w Kijowie, a tam, gdzie 9 lat temu. Rosjanie ponoszą gigantyczne straty (do 1000 żołnierzy dziennie!), także w jednostkach elitarnych. Uzupełniają je rezerwistami, których zdolności bojowe są radykalnie niższe (a najwidoczniej i tak nie były dostatecznie wysokie). Co więcej, Kreml traci niewiarygodnie wiele kadry oficerskiej średniego i wysokiego szczebla, powstałej przy okazji poprzednich rosyjskich agresji. Pominąwszy utracone - fundamentalne przecież podczas wojny - doświadczenie, to nowo awansowani dużo mniej szanują swoich żołnierzy i rzadziej potrafią postawić się przełożonym, co jeszcze bardziej pogarsza morale wysyłanych na front Rosjan. Podobnie problemy dotyczą sprzętu, który coraz częściej opiera się na przestarzałych jednostkach. Dość powiedzieć, iż jak podaje brytyjski wywiad, na 150 traconych czołgów Rosjanie są w stanie odtworzyć maksymalnie 20. W efekcie Kreml oszczędza sprzęt pancerny, a także obniża zakres ostrzałów (zdarzały się dni o liczbie 60 tys. wystrzeliwanych pocisków, jesienią była to niecała połowa tej kwoty, obecnie wynosi ona kilkanaście tysięcy). Jakościowo armia rosyjska stoi teraz niżej, aniżeli broniącej się Ukrainy.

Postawieni w beznadziejnej sytuacji Rosjanie, już w styczniu wykorzystali 1/5 z zaplanowanego na ten rok deficytu, a po dwóch miesiącach cały! Kreml, starając się kompensować straty wynikające z radykalnie obniżonej wymiany handlowej z Zachodem, otworzył się na rynki azjatyckie – co stanowi dla niego znacznie niższy dochód (a poza tym nie da się mechanicznie każdej transakcji ulokować w innym miejscu bez straty na czasie). A czas, to pieniądz.

Wojna pokazuje, że Ukraina nie przespała ostatniej dekady. Inwestowała w uzbrojenie ogromne środki oraz budowała współpracę z Amerykanami i krajami NATO.  W przeciwieństwie do Rosjan byli doskonale przygotowani do tej wojny. Za kluczowe, decydujące o losach wojny czynniki, odpowiada współpraca trójki wybitnych fachowców: Główny Zarządca Wywiadu Ministerstwa Obrony Ukrainy Kyryło Budanow (ojciec ukraińskiego sukcesu w obszarze informacyjnym), Dowódca Lądowych Sił Zbrojnych Ukrainy Ołeksandr Syrski (kierował m.in. obroną Kijowa, a także podczas szeregu sukcesów na froncie wschodnim) oraz Naczelny Dowódca Sił Zbrojnych Wałerij Załużny. Należy przy tym pamiętać, iż unowocześnianie przestarzałego sprzętu oraz działania reformatorskie i szkoleniowe ukraińskich sił zbrojnych były dokonywane w porozumieniu z państwami Sojuszu, a nawet przy ich bezpośrednim udziale (m.in. przez polskich generałów). Ponadto bardzo istotne jest pełnienie przez państwa NATO - głównie Stany Zjednoczone i Wielką Brytanię - funkcji uzupełniającej w zakresie wywiadowczym oraz stałe transporty uzbrojenia, co miało swój początek jeszcze przed 24 lutego 2022 roku. To wszystko czyni Ukrainę silniejszą na każdym polu tej wojny, a Rosję praktycznie bezzębną. Jedyny „sposób”, w jaki Rosja stara się odpowiedzieć na te miażdżące deficyty, jest terror.

 

Co jeszcze?

Nie można jednak ustawać w pomocy Kijowowi. Przeciwnie, nasze starania muszą ulec – i jestem głęboko przekonany, iż tak będzie – jeszcze większej intensyfikacji. Docierające właśnie na front Leopardy to niewątpliwie kolejny tak skokowy (po m.in. HIMARSACH) wzrost jakości i siły rażenia Armii Ukraińskiej, ale to nie wystarczy do rychłego pokonania agresora. Kolejnym takim krokiem, jeszcze bardziej zwielokrotniającym moc ukraińskich żołnierzy będą samoloty. Celowo używam słowa „będą”, a nie „byłyby”, ponieważ jestem pewien, że prędzej niż później, trafią one w ukraińskie ręce. A to gamechanger. Ale co jeszcze? Na pewno konieczna jest amunicja i systemy przeciwlotnicze, systemy antydronowe z uwagi na pomoc docierającą do Rosji m.in. z Iranu, a także:

1)     amunicja, bo Rosjanie posiadają jej kilkukrotnie więcej;

2)     rakiety o zasięgu powyżej 300km;

3)     urządzenia termowizyjne (bardzo potrzebne przy kontruderzeniach w nocy i działaniach dywersyjnych, np. obecnie, pod Bachmutem);

4)     BWP potencjalnie przydatne np. w Zaporożu czy na Krymie; wiązałoby to bardzo dużo sił agresora w celu utrzymania okupowanych terenów, co pozwoliłoby na uderzenie na południe od Zaporoża na strategiczny Melitopol, rozcinając zgrupowanie Rosjan na południu na dwie części, co skończyłoby się katastrofą dla Kremla i jego ostateczną porażką wskutek odcięcia Krymu).

Zbrodnie wojenne

Jest niewiele dziedzin, z których Rosjanie słyną. Niemniej jednak rosyjska armia owszem, przede wszystkim z terroru i nieludzkich sposobów walki. Podczas obecnej inwazji potwierdzono ponad 20 000 ofiar zbrodni dokonanych na cywilach, a według szacunków podawanych przez komisarza ONZ ds. praw człowieka Volkera Turka, to „dopiero szczyt góry lodowej”. W trakcie rosyjskiej inwazji miały miejsce tysiące ataków na cele użyteczności publicznej, od szpitali i szkół poczynając, na centrach handlowych kończąc. Raport opracowany przez organizacje EyeWitness to Atrocities, Insecurity Insight, Media Initiative for Human Rights, Physicians for Human Rights oraz Ukrainian Healthcare Center donosi, iż Kreml dokonał ponad 700 ataków na infrastrukturę medyczną, torturując lekarzy, okradając szpitale i napadając na karetki. Są to zbrodnie przeciwko ludzkości. Co więcej, ponad 90% z ataków na obiekty użycia cywilnego zostało dokonanych wskutek ostrzałów przy użyciu broni dalekiego zasięgu, czyli np. pocisków artyleryjskich, manewrujących, balistycznych czy ataków lotniczych.

Co w 2023 roku? Podsumowanie i przewidywania

Ukraina wygra te wojnę. Wsparcie militarne przez kraje Zachodu nie ulegnie zmianie, a „efekt zmęczenia” nie jest obserwowany. Kijów regularnie notuje postępy, a drugi etap kontrofensywy na przełomie marca i kwietnia powinien przynieść jeszcze lepsze rezultaty, aniżeli – i tak spektakularna w skutkach – jej pierwsza, jesienna część.

Rosja słania się obecnie na swoich glinianych nogach. Upada na polu gospodarczym, militarnym, upadła dyplomatycznie. Nie liczy się z nią nikt ważny i silny. Niegdyś, za czasów względnego ocieplenia się relacji z krajami Zachodu, m.in. Niemcami i Francją, (ale także z Polską, gdyż import energii i surowców z Rosji w ostatnich kilku latach w naszym kraju stale rósł) starała się sprawiać wrażenie państwa, które może i z demokracją wspólnego nie ma za wiele, ale partnerem międzynarodowym może jak najbardziej być. Jeszcze po aneksji Krymu w mniejszym lub większym stopniu potrafiliśmy - jako świat zachodni - wrócić do „business as usual”. Rosja te zdolność utraciła to bezpowrotnie. Ale utraciła bezpowrotnie przede wszystkim coś innego. Do niedawna Kreml twardą ręką rządził i dzielił, kontrolował żywot każdego z de facto okupowanych przez siebie narodów. Obecnie jednak Federacja Rosyjska jest na skraju utrzymania. Kroplą, która przelewa czarę goryczy, jest brak sukcesów w Ukrainie i sławetna wrześniowa mobilizacja. Rosjanie wiele są w stanie znieść, dopóty, dopóki ich to „nie dotyczy”, a armia sprawia wrażenie niezwyciężonej. Teraz jednak dzieje się inaczej. Obwody takie jak np. Dagestan, Tatarstan czy Baszkiria (najbardziej dotknięte mobilizacją) przebudziły się, a protesty nie ustają. Z drugiej strony w regionach zachodnich rośnie niezadowolenie spowodowane obniżeniem poziomu życia, brakiem możliwości wyjazdów, coraz bardziej dotkliwymi skutkami nałożonych sankcji. Co więcej, coraz częściej pojawiają się protesty na tle narodowościowym i etnicznym. Ponadto zarówno służby, wojskowi, jak i pełniący bardzo ważne funkcje w systemie społeczno-politycznym Rosji oligarchowie, nieprzychylnie obserwują poczynania swojego Prezydenta. Atmosfera w Rosji już jest bardzo gorąca, a będzie tylko gęstnieć. Niestety, w związku z tym należy spodziewać się nasilania się działań hybrydowych w Europie, przede wszystkim coraz większej liczby ataków na szeroko rozumianą infrastrukturę krytyczną, sabotaży, szczególnie w krajach ościennych (vide ostatnie wydarzenia w Kiszyniowie, stolicy Mołdawii). Rosja wie, że przegrywa i będzie starać się pociągnąć za sobą na dno co tylko się da. Najbardziej narażone są na to zatem państwa strategiczne, pełniące kluczową rolę logistyczną w pomocy Ukrainie i najmocniej w to zaangażowane. Przed wojną domową Rosję uchronić może już tylko „cud”. Jest ona bowiem praktycznie kwestią czasu, a tak naprawdę kwestią zakończenia się wojny w Ukrainie. Co nastąpi, prędzej czy później, ponieważ porażka Rosji jest już nieunikniona.

Źródło: /AP/Associated Press/East News /East News

Studenckie Koło Naukowe Spraw Zagranicznych

Szkoła Główna Handlowa w Warszawie
sknszsghwarsaw@gmail.com